Monday, August 19, 2013

Rozdział 12

Kochani, wybaczcie że tak długo nic nie pisałam, ale nie miałam weny, byłam chora, przyjechała do mnie przyjaciółka i miałam dużo roboty. Rozdział jest to bani, krótki, bez sensu i taki jakiś chujowy........ Nawet błędów nie chciało mi się poprawiać, więc za nie przepraszam, jeżeli się znalazły.Nawet pewnie nikt tego nie czyta. Życzę miłego czytania, tego najgorszego, jak dotychczas, rozdziału.Take care x*Zayn*Budząc się, czułem potworny ból. Co mnie bolało? Całe ciało, czułem się, jakby ktoś mnie torturował. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Byłem w białym pomieszczeniu i leżałem w równie białej co ściany, pościeli. Do mojej lewej ręki, podłączone były dwie rurki, a obok stała aparatura. Jestem w szpitalu – pomyślałem. Ale jak do cholery się tu znalazłem? Chciałem wstać, poszukać kogoś kto by mi wytłumaczył, co się dzieje. Opuściłem nogi na ziemię i poniosłem się. Chwilę po tym, przed oczami pojawiła się ciemność, a moje ciało runeło na podłogę.~~**~~- Czy on żyje? – usłyszałem szept.- Co to za głupie pytanie, oczywiście że żyje – ten głos rozpoznałem od razu, Charlotte. - Przepraszam Charr, nie chciałem cię wkurzyć – powiedziała druga osoba, której nadal nie rozpoznawałem. Kto tu jeszcze był? - Nie masz za co. To ja zachowałam się jak idiotka, po co ja się zgodziłam na tą imprezę – usłyszałem szloch, co oznaczało że się rozpłakała. Nie mogłem dłużej słuchać tej rozmowy, otworzyłem oczy. Przede mną stała Charlotte w objęciach blondyna, którego znałem z jej opowiadań. Nazywał się Niall, z tego co pamiętam, widziałem go w piątek na imprezie. - Charlotte – wychrypiałem.- O mój Boże, Zayn – natychmiast zwróciła się w moją stronę. – Niall, idź po lekarza, powiedz że się obudził – zwróciła się do blondyna, który szybko wybiegł z sali. – Jak się czujesz? –  usiadła na krześle obok mojego łóżka i zwróciła się do mnie z troską w głosie.- Słabo… Co się w ogóle stało?- Nie pamiętasz? – pokręciłem przeczaco głową. – W sobotę pojechaliśmy na imprezę do New Britain, nieźle się upiliśmy, ale potem wkurzyłeś nie te osoby co trzeba, a one cię pobiły. Chyba byś nie przeżył, gdyby… - urwała.- Gdyby co? – dopytywałem się.- Streszczę ci to, przenieśliśmy się do domu Tigera, ja poszłam z Jerem, ale pewnie go nie pamiętasz, Grey wpadła nagle i zaczeła coś mówić, że masz kłopoty. Zbiegłyśmy na dół, a ty byłeś trzymany przez jednego faceta, a bity przez drugiego. Nie mogłam na to patrzeć, – zauważyłem, że miała łzy w oczach – musiałam zareagować, więc zaczęłam na nich wrzeszczeć, żeby cię puścili. Nawet nie wiem czemu mnie posłuchali, znali mnie to pewne, bo mówili do mnie po nazwisku. Tak bardzo cię przepraszam Zayn, to moja wina, mogliśmy siedzieć w domu, albo mogłeś sam pojechać. Wtedy byś nie trafił do Tigera – łzy leciały strumieniami po jej policzkach, a ja nie mogłem znieść tego widoku. Odszukałem jej rękę i ścisnąłem, chcą ją pocieszyć i zmusić, żeby spojrzała mi w oczy.- Nie przepraszaj mnie, przecież mnie uratowałaś – na jej ustach zagościł słaby uśmiech.- Co za ironia, to ty leżysz w szpitalu, a ja jestem przez ciebie pocieszania – oboje się zaśmialiśmy, a raczej ja zakaszlałem, wszystko mnie bolało. W tej chwili drzwi otworzyły się i do środka wszedł jakiś facet w białym fartuchu, pewnie lekarz, a za nim Niall.- Widzę że jeszcze z panem nie najlepiej – podszedł do mnie i zaczął osłuchiwać moje płuca stetoskopem. Zbadał brzuch, uciskając go w kilku miejscach i pytając mnie gdzie boli. Sprawdził też gardło i zmierzył temperaturę. – Poleżysz tu pewnie z jakiś tydzień kolego, musimy zrobić USG jamy brzusznej, bo jestem nizapokojony bólem, w okolicach wątroby. Jest możliwość, że wystąpiły komplikacje po operacji…- OPERACJI?! – wykrzyknąłem zdziwiony. – Ja miałem operacje? Ja pierdole…  W ogóle jaki jest dzisiaj dzień?! - Spokojnie panie Malik. Jesteś tu od czterech dni.  Wprowadziliśmy cię w śpiączkę  farmakologiczną. Przeprowadziliśmy operację, majacą na celu, wstrzymanie krwotoku wewnętrznego – mówiąc to, ciągle zapisywał coś w mojej karcie. – Za godzinę pielęgniarka przyniesie jedzenie, musisz też dużo pić, albo będziemy zmuszeni wrócić do kroplówek – to powiedziawszy, wyszedł.- Cztery dni? CZTERY DNI! Jak to kurwa możliwe – wpadłem w szał, ale przecież co innego mogłem zrobić, jak mogłem być spokojny?- Zayn, nie panikuj. Tak, spędziłeś tu cztery dni, ja kiedy tylko mogłam, odwiedzałam cię tutaj z Niallem albo Liamem. Martwiłam się o ciebie, twoja rozdzina też panikowała, jak się dowiedziała co się stało – ostatnie zdanie, dało mi wiele do myślenia. Przecież mama musi umierać ze strachu, tak samo jak reszta, ojciec i moje siostry. Wspaniale, teraz będę miał szlaban na wychodzenie. Chuj z tym, jak coś ucieknę, ale przecież i tak niedługo będziemy musieli się przeprowadzić. - Moja mama tu jest?- Nie. Jakieś dwie godziny temu poszła do domu, musiała w końcu pójść spać.- No tak, pewnie wcale nie spała – zapadła niezręczna cisza, którą postanowiłem przerwać. – Więc między tobą a Liamem i nim, – wskazałem brodą Nialla – jest już w porządku?*Charlotte*- Można tak powiedzieć – odpowiedziałam, spuszczając wzrok na podłogę.Czy między nami było w porządku? Z Liamem na pewno, ale z blondynem, nie było do końca dobrze. Powiedziałam mu prawdę, jeśli chodzi o to co robiłam na imprezie. Wszystko co pamiętałam, no i z opowieści reszty. Był wściekły i smutny, ale nie gniewał się długo, gdy dowiedział się o tym co się stało Malikowi i jak ja to przeżyłam. Nie opuścił mnie i za to byłam mu wdzięczna. Nie dałabym sobie bez niego rady. Te cztery dni, w których Zayn leżał nieprzytomnie, nie opuścił mnie prawie na krok. Rozstawaliśmy się tylko wieczorami, no i we wtorek, bo poszłam z Louisem kupić prezent dla Harrego w postaci kota. - Po co mu kot? – spytałam zdziwiona pomysłem.- On je kocha, a ja przecież kocham Ha… - urwał i się zarumienił. – A ja kocham hamaki.- Hamaki? Naprawdę? - Patrz, patrz jaki śliczny – brunet podbiegł do klatki, w której siedział mały, czarny kotek. Byliśmy w schronisku dla zwierząt, już od godziny, ale nadal nie znaleźliśmy tego jedynego, specjalnego kociaka dla loczka. – Charlotte zobacz, on ma zielone oczy, takie jak Hazza! – wykrzykną podekscytowany, jak małe dziecko. – Bierzemy go!- Jesteś pewny?- W stu procentach. Poczekaj tu chwilę zawołam kogoś, żeby mi oddali to maleństwo – pobiegł w stronę pracowników schroniska i zaczął z nimi rozmawiać, a ja przypatrywałam się zwierzętom. Moją uwagę przykuł, niepozorny, szary kot w klatce na samym końcu. Siedział i patrzył się na mnie, swoimi niebiesko-szarymi ślepiami. Podeszłam do niego i pogłaskałam, na tabliczce widniał wiek, tymczasowe imię i skąd zwierzę jest.To oto mruczące stworzenie, miało pół roku i nazywało się Cloud, został znaleziony w opuszczonym domu. Nie wiedzieć czemu, poczułam że muszę go mieć.- Tego tutaj? – spytała Louisa, blondynka pracująca tutaj, a on pokiwał głową. – Ma szczęście, szybko znalazł dom, wczoraj tutaj trafił. - Rzeczywiście szczęściarz, to chyba będzie jego imię, Lucky – wziął na ręce, jego nowy skarb, a właściwie skarb Harrego. – Nie martw się mały, idziesz do wspaniałej osoby, troskliwej, słodkiej, opiekuńczej, seksownej… - gdy wypowiedział ostatnie słowo, spojrzałam na niego zdziwiona. Czy mówił o Hazzie, w taki sposób jakby, no, był zakochany? Czy to był jego sekret? To by było dziwne, ale nie miałabym nic przeciwko. – Więc, to chyba tyle, idziemy załatwiać sprawy papierkowe związane z adocją Luckiego, tak Charlotte?- Czekaj chwilę – powiedziałam szybko. – Ja też chcę kota – wskazałam na zwięrzę, z którym wcześniej się zbratałam.- Cloudyego? – spytała pracownica schroniska, a ja potwierdziłam. – No proszę jest tu od dwóch miesięcy i dopiero ty się nim zainteresowałaś. Więc bierzecie dwa koty, to naprawdę miło z waszej strony, że podejmujecie takie zobowiązanie. - Ale jesteś słodki Lucky, Harry cię pokocha – mówił do kota nieprzerwanie Louis, gdy już wyszliśmy ze schroniska.- LouLou? – chciałam zwrócić jego uwagę na siebie, co mi się udało. – Co jest z tobą i Harrym?- Nie wiem o co ci chodzi – jak ognia unikal mojego spojrzenia.- Zachowujesz się jakby on ci się podobał, o to mi chcodzi – powiedziałam prosto z mostu.- Co? – wybuchnął nerwowym śmiechem. – Nie powiem ci, bo i tak mnie nie zrozumiesz.- Jak chcesz, nie naciskam, tylko pamiętaj że mi możesz ufać. Choć nie, jestem beznadziejna, to przeze mnie Zayn jest teraz w szpitalu – łzy spłyneły po moich policzkach.- O Boże Charlotte, nawet tak nie myśl – otoczył mnie ramieniem. – Popatrz na swojego nowego kota, będziesz dla niego wspaniałą panią.- Już przestań, chodźmy do domu – ruszyliśmy nadal objęci, w ciszy, przed siebie.
Source:http://dont-let-her-go.blogspot.com/2013/08/rozdzia-12.html

Rozdział 12 Images

Rozdział 12
(620 x 360 - 55.12 KB - jpeg)

Rozdział: 12
(512 x 512 - 114.08 KB - jpeg)

Rozdział 12
(512 x 512 - 99.22 KB - jpeg)

Blood Lad :: Tom.3 Rozdział 12: Niezidentyfikowana Demoniczna Postać ...
(700 x 749 - 384.15 KB - jpeg)

No comments:

Post a Comment